|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Karola
Gorrrąca paczka Skeeter
Dołączył: 27 Mar 2011
Posty: 2445
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chrzanów
|
Wysłany: Sob 15:48, 03 Gru 2011 Temat postu: Otka vs Ew |
|
|
No to mamy pierwszy pojedynek. Wiadomo prace nie są podpisane dajecie pkt. w skali od 1-5(mogą być połówki). Na oddanie głosów macie równe dwa tygodnie do północy 17.12.11r.
Tematem pojedynku: Ostatnie dni, chwile Draco przed śmiercią
Opowiadanie 1
Śmierć jest ostatnim wrogiem
Przeciwniczce
Dzień dwudziesty siódmy listopada 2002 roku
Godzina dziewiąta czterdzieści dwie
Siedziałem na zimnym murku, którego chłód całkowicie przesiąkł moje ciało. W zadumaniu przekręciłem lekko głowę, przez co mój wzrok padł prosto na czarny niebyt. Nie było gwiazd. Ich blask przysłaniały ciemne chmury, które swoim jestestwem wywoływały strach i gęsią skórkę u domniemanego obserwatora. W przytłaczającym spokoju dotykały wręcz swoim badawczym spojrzeniem, którego czułość powodowała, że stopniowo topniałem. Moje serce zalewał dziwny do opisania mrok. Powoli uspokajał on moje zszargane nerwy, wyłączał wszelakie uczucia i emocje.
Nagle poczułem się, jakbym był nagi. Jakby świat dokładnie poznał wszystkie moje tajemnice, a ludzie ze śmiechem wytykali palcami moją osobę. Prawie słyszałem ich satyryczne myśli; trwałem w ich głowie, słyszałem ich uszami, widziałem ich oczami.
Zamknąłem szczelnie powieki, zastanawiając się, która godzina właśnie wybiła.
Mimo że byłem naprawdę ciekawy, ile pozostało mi jeszcze życia, moja świadomość stanowczo odmawiała tej wiedzy. Wolała uciec, nie wiedzieć lub całkiem zapomnieć, co z minuty na minutę coraz bardziej kusiło i przyciągało. Wiele razy - zanim jeszcze zamknęli mnie w celi śmierci i byłem przenoszony z jednego zamkniętego pomieszczenia przesłuchań do drugiego - zastanawiałem się, czy gdybym poprosił aurorów o rzucenie zaklęcia wymazującego pamięć, zgodziliby się. Po chwili jednak uświadamiałem sobie, że za nic w świecie nie pozwoliłbym stracić sobie tych wszystkich życiowych wspomnień i refleksji. W końcu one były mną, a przez tą chorą sytuację nie chciałbym stracić jeszcze samego siebie. Już i tak wiele wycierpiałem. Niestety, nijak się to miało do gehenny, którą zadałem innym. To dlatego całkowicie poddałem się procesom i przeróżnym oskarżeniom. Nadszedł nareszcie czas, by odkupić winy.
Ziewnąłem szeroko - byłem najzwyczajniej w świecie wykończony. Po prostu zmęczyło mnie ciągłe oczekiwanie, a te wszystkie niewiadome, które z kolejnymi dniami zdawały się rosnąć, tylko osłabiały mój organizm.
Wstałem, czując, jak drętwieją mi nogi.
Nie lubiłem tego uczucia. Wówczas po ciele rozchodziły się dziwne dreszcze, które ani nie łaskotały, ani nie swędziły, ani nawet nie wywoływały bólu. Mogłyby równie dobrze wcale nie istnieć, ale kiedy trwały, człowiek marzył jedynie o tym, by to cholerstwo wreszcie się skończyło i dało mu tak bardzo wyczekiwany spokój.
Zacząłem delikatnie wybijać stopą jakiś bliżej niezidentyfikowany rytm o posadzkę. Prawda była taka, że niemiłosiernie mi się nudziło. Przez całe swoje - krótkie, trzeba przyznać, bo mam dopiero dwadzieścia dwa lata - życie w najdziwniejszy sposób wyobrażałem sobie swoją śmierć, ale ani razu nie wziąłem pod uwagę tego, że umrę z nudów. I to dosłownie. Zazwyczaj moje myśli pokrywały się z fantazjami: móc zakończyć żywot jako przystojny, młody mężczyzna - co akurat teraz jest najprawdziwszą prawdą - wokół którego tańczyłyby gorące, nagie kobiety. Ach, tak. Marzenie nastolatka - umrzeć w czasie seksu. A jeżeli ten seks byłby naprawdę świetny, to już nic więcej do szczęścia nie było potrzeba.
Mimo swojej parszywej sytuacji uśmiechnąłem się kpiąco.
Radość po chwili niestety całkowicie ustąpiła, bo w mojej głowie znowu pojawiły się te bardziej pesymistyczne myśli. Westchnąłem więc i powolnym, miarowym krokiem zacząłem się przechadzać po celi. Szedłem w stronę ściany bliżej drzwi, by nagle zmienić kierunek i zbliżać się do tej po prawej. Założyłem ręce na piersi, zastanawiając się, kto taki zechce mnie dzisiaj odwiedzić, bo jak mówiła ministerialna ustawa o karze śmierci: „skazany na śmierć miał prawo dokładnie godzinę przed procesem zobaczyć się z bliskimi osobami, które odwiedzą go z nieprzymuszonej woli i nie będąc przy tym skonfundowanymi.” Wówczas gość mógł odprowadzić winowajcę prosto przed salę śmierci, a w razie niektórych przypadków zobaczyć także sam wyrok.
- A więc czeka mnie samotna śmierć - zakpiłem dość zachrypniętym głosem. - Rodzice już dawno nie żyją, prawdziwych przyjaciół nie miałem, a ona... ona...
I wtem przed swoimi oczami ujrzałem twarz kobiety, przez którą mój los został już zapieczętowany. Przez którą znałem swoją przyszłość i godzinę śmieci. Przez którą w połowie czułem się wolny od tych wszystkich wyrządzonych krzywd. I która z tym dziwnie niepokojącym wyrazem twarzy i stanowczością w głosie mnie skazała...
Powoli zarysował się coraz wyraźniejszy obraz sali przesłuchań. Zimne mury i ponura atmosfera przygnębiały jeszcze bardziej niż pogoda za oknem. Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że było tu kompletnie pusto, bo dopiero po krótkiej chwili dostrzegało się osoby siedzące w pierwszym rzędzie podwyższenia. Ich grupka z ciekawością wymalowaną na twarzy uważnie wpatrywała się w młodego mężczyznę, który znajdował się w samym centrum pomieszczenia.
Budowa sali dodatkowo działała na niekorzyść oskarżonego, ponieważ sprawiała wrażenie studni, z której nie ma żadnej drogi ucieczki, a słowa, które odbijały się echem od ścian, przypominały głośne wołanie o pomoc.
Twarz chłopaka nie wyrażała właściwie żadnych konkretnych emocji, lecz jego mocno zaciśnięte pięści zdradzały zdenerwowanie. W milczeniu wpatrywał się w osoby zgromadzone w jego sprawie; większość z nich rozpoznawał – Minister Magii, jego podsekretarz, parę ważniejszych przedstawicieli niektórych departamentów i Harry Potter jako szef Biura Aurorów. W całym tym gronie znajdowała się tylko jedna kobieta, która z dziwnym zacięciem w oczach siedziała pośrodku. To ona, Hermiona Granger, miała wydać ostateczny wyrok.
- Skoro już wszyscy się tutaj zebraliśmy – zaczęła urzędowym, spokojnym tonem – to chciałabym rozpocząć kolejne przesłuchanie w sprawie Dracona Malfoya.
Każdy przebywający w tym pomieszczeniu skierował wzrok na domniemanego.
- Stawił się dzisiaj oskarżony, lecz jak mnie wcześniej poinformowano nie dotrze do nas jego obrońca, więc bez zbędnych wstępów... Dwudziestodwuletniemu Draco Malfoyowi zarzuca się, że w ciągu dwóch lat dobrowolnie przyłączył się do Czarnego Pana i wraz z jego poplecznikami torturował czternaście osób, w wyniku czego pięć zmarło, a siedem doznało stałego uszczerbku na zdrowiu. Oprócz tego oskarżony wielokrotnie używał Zaklęć Niewybaczalnych, a w trakcie szóstego roku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart planował zamach na życie Albusa Dumbledore'a – przeczytała Hermiona z kartki leżącej tuż przed nią. Przez chwilę zaciekle milczała, po czym głęboko wzdychając, popatrzyła na blondyna. - Czy przyznaje się pan do zarzucanych czynów?
Malfoy uśmiechnął się z wyraźną kpiną w oczach.
- Czemu tak formalnie? – zawrócił się do dziewczyny. - „Pan”... Przecież znamy się, powiedziałbym, wystarczająco blisko.
Wokół rozległy się szmery, które Minister Magii przerwał po dłuższej chwili, podnosząc rękę do góry. Zarumieniona Hermiona zdawała się jednak tego nie zauważać i nadal uważnie przypatrywała się blondynowi. W jej głowie toczyła się niema walka.
- Pouczam pana, żeby w trakcie przesłuchania mówić prawdę i z należytym szacunkiem odpowiadać wyłącznie na zadawane pytania – wtrącił się szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Draco nie odpowiedział; najzwyczajniej w świecie wzruszył ramionami, przekazując w ten sposób zebranym, że mało go to obchodzi.
Hermiona tylko westchnęła.
- Jeszcze raz: czy przyznaje się pan do zarzucanych czynów?
- Ależ oczywiście, że nie. Malfoyowie nie mają zwyczaju, by w jakikolwiek sposób przyznawać się do swoich domniemanych błędów.
Z końca sali dało się słyszeć głośne warknięcie. Harry Potter powoli zaczął się niecierpliwić, co było dość dziwne, ponieważ Wybraniec uchodził za naprawdę cierpliwą osobę.
- W takim razie jak pan wytłumaczy swoją obecność na miejscu zdarzenia? Mamy świadków, którzy twierdzą, że to właśnie pana tam widzieli.
- Mugole nawet do tej roli się nie nadają – odrzekł opanowanym tonem, doskonale zdając sobie sprawę, że coraz bardziej się pogrąża. - Oczywiście, że mnie widzieli, przecież mieszkam w pobliżu. Poza tym niektórych z nich znam osobiście i uważam, że to ich jak najszybciej powinno zamknąć się w Azkabanie: za głupotę i ogólny brak prezencji.
- Wydaje mi się, że jeżeli będzie pan ciągle odpowiadał zdawkowo na moje pytania, to do niczego nie dojdziemy – obruszyła się dziewczyna, patrząc z ukosa na oskarżonego.
Draco znowu się uśmiechnął, lecz tym razem zrobił to szczerze, bez wyrazu żadnej ironii.
- Jeżeli chce pani – zaakcentował to słowo, patrząc Hermionie prosto w oczy – do czegoś dojść, to jestem do usług.
Przez salę przeszła fala zduszonego śmiechu, przez co kobieta się jeszcze bardziej zmieszała. W końcu nie wytrzymała i warknęła głośno:
- Poproszę o przyniesienie Veritaserum!
Drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem i do sali wkroczył młody mężczyzna, który w ręku trzymał malutką fiolkę. Na ten widok Draco zadrżał. Wreszcie powoli zaczął sobie zdawać sprawę, w jak parszywej sytuacji się znalazł. Bez słowa przytknął buteleczkę z eliksirem do ust, biorąc małego łyka. Poczuł, jak lodowaty płyn piecze go w gardło. Zakręciło mu się w głowie i nagle zorientował się, że wszystkie jego myśli uleciały. Nie był zdolny także niczego sobie wyobrazić, ponieważ wokół jego wspomnień pojawiła się dziwna mgiełka, która ani na chwilę nie pozwalała uwolnić się świadomości blondyna.
Hermiona widząc jego zamglony wzrok, znów zaczęła:
- A więc: czy przyznaje się pan do zarzucanych czynów?
- Tak – odpowiedział odruchowo, po części nie zdając sobie z tego sprawy. Wystarczyło, że wyrzekł tylko jedno słowo, gdy cisza panująca w sali zaczęła coraz bardziej gęstnieć. Każdy obecny skupił się na oskarżonym i na słowach wypływających z jego ust.
- Nasi biegli eksperci odnotowali użycie zaklęć Imperius i Cruciatus. Czy to właśnie ich używał pan do torturowania tych ludzi?
- Tak.
Głos Malfoya był całkowicie wyprany z emocji.
- Proszę opowiedzieć coś więcej o ostatnim ataku, na którym pan Harry Potter pana aresztował. Co pan dokładnie robił w tym miasteczku i dlaczego się tam pojawił?
- Miałem zadanie do wykonania. Może i Voldemort umarł, ale niektórzy Śmierciożercy nadal pozostali mu wierni. Ja nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Moja cała rodzina miała już dość. Zresztą, od razu po zamordowaniu Czarnego Pana postanowiliśmy jasno, że już więcej mają nas nie mieszać w te chore walki. I było spokojnie, aż do czasu, kiedy zostałem wezwany przez jednego z nich. Avery poprosił o spotkanie, chciał się mnie poradzić w jakiejś ważnej sprawie. Poszedłem z czystej ciekawości. Kiedy dotarłem na miejsce, okazało się, że była to pułapka dla – jak to określili – zdrajców Lorda. Później niewiele pamiętam. Walczyłem z nieznanymi mi ludźmi, pewnie musieli kogoś zwerbować. Aż w końcu stanąłem twarzą w twarz z Averym. Wtedy Zakon znikąd pojawił się na środku pola bitwy. Resztę już znacie.
Kiedy Draco skończył swój monolog, czuł się brudnym. Naturalnie wiedział, iż to nie jego wina, że to Veritaserum zmusza go do mówienia tego wszystkiego. Niemniej, miał ochotę zapaść się pod ziemię. Po raz pierwszy w życiu zrobił coś wbrew sobie i właśnie przez ten czynnik było mu cholernie wstyd.
Popatrzył na Hermionę, która zdawała się mieć łzy w oczach. Siedział jednak za daleko, by dokładnie je zauważyć.
- Osobiście mam tylko jedno pytanie – zaczęła zachrypniętym głosem. – Później pozostali mogą włączyć się do przesłuchania. Czy żałujesz? Żałujesz tego, co zrobiłeś? Czy gdybyś miał szansę zmienienia przeszłości, zrobiłbyś to? – mówiąc to, już nie siliła się na formalny ton. Właściwie to była podenerwowana, drżał jej głos, w którym słyszalna była prośba.
- Nie wiem.
I od tej pory jego los został już całkowicie przesądzony. Aczkolwiek delikatna nutka nadziei nadal trwała gdzieś w jego głowie, lecz kiedy Hermiona Granger wydała wreszcie na niego ostateczny i niepodważalny wyrok, zgasła. Zgasła tak, jak błysk w jego oczach.
Dosyć!
Nie ma dnia ani godziny, w której nie powracałem myślami do tego procesu, dlatego teraz po prostu nie mam już ochoty się nad tym dłużej zastanawiać. Chociaż gdyby Hermiona jeszcze raz zadałaby mi to ostatnie pytanie, odpowiedziałbym z ręką na sercu, że żałuję, cholernie żałuję. Owszem, wtedy taka właśnie była prawda, nie wiedziałem, lecz teraz wszystko się zmieniło, ja się zmieniłem...
Położyłem się na kuszetce i zamknąłem oczy.
Dzień dwudziesty siódmy listopada 2002 rok
Godzina dziesiąta pięćdziesiąt trzy
Zaburczało mi w brzuchu, więc z głośnym jękiem poderwałem się na nogi. Miałem już serdecznie dość tej cholernej sytuacji. W tym momencie dałbym cokolwiek, by w końcu umrzeć i mieć już wszystko z głowy.
Spojrzałem na mały zegar wiszący na ścianie nad drzwiami do celi. Przez chwilę z niedowierzaniem wpatrywałem w jego wskazówki. Nie miałem pojęcia, że jest już tak późno!
Do wykonania wyroku została mi zaledwie godzina.
Aczkolwiek nie przejmowałem się tym tak strasznie, jak powinienem. W tym momencie bardziej obchodził mnie fakt, czy aby ktoś zechce się dzisiaj ze mną pożegnać. Czułem, jak w moim ciele zaczyna kiełkować zalążek wiary, lecz całą swoją siłą woli starałem się go zniszczyć. Jeszcze tego brakowało, by przed śmiercią pojawiło się rozczarowanie. Niemniej, refleksja, że komuś na mnie zależy, jakoś nie chciała dać mi spokoju.
Pamiętam, że kiedy Minister oznajmił, że mam prawo do odwiedzin, pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy, była Hermiona Granger. Wówczas nawet nie wiedziałem, dlaczego moja podświadomość wybrała akurat tą kobietę, skoro nie miałem z nią żadnej styczności już od ponad roku. Fakt, wcześniej stanowczo za często się spotykaliśmy i w pewien sposób się do niej przywiązałem, ale przecież seks nigdy nie był czymś zobowiązującym, prawda? A tym bardziej nie szedł w parze z żadnymi uczuciami.
Dopiero od niedawna zrozumiałem, że chodziło raczej o to, iż była jedynym człowiekiem, przed którym moja maska opadała. Nie udawałem, że nadal mam w życiu wszystko i niczego mi nie brakuje. Jakoś nie przejmowałem się tym, że szlama pozna moje prawdziwe emocje. Poza tym, szczerze powiedziawszy, jakoś nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą na poważne tematy. Zazwyczaj milczeliśmy, co akurat żadnej stronie nie przeszkadzało. Śmiem nawet stwierdzić, że właśnie dzięki temu wybraliśmy akurat siebie. To był jedyny czas, w którym nie musieliśmy się przejmować tą ciągłą wojną i innymi problemami związanymi z rzeczywistością.
Pamiętam jeszcze, jak podczas pierwszego spotkania prawie się pozabijaliśmy. Wreszcie mogliśmy jakoś wyładować swoje negatywne emocje, no i buzujący w naszym ciele etanol także nie dawał o sobie zapomnieć. Kiedy otrzeźwieliśmy z rana, od razu umówiliśmy się, że była to tylko jednorazowa przygoda.
I faktycznie, na początku dzielnie trwaliśmy w tym przekonaniu. W końcu – jakieś dwa tygodnie później – spotkaliśmy się na jednym z ministerialnych balów. Gdy i tym razem wylądowaliśmy w łóżku, obydwoje zgodnie stwierdziliśmy, że co nam szkodzi od czasu do czasu spotykać się w celach czysto „rekreacyjnych”.
Cała ta zabawa trwała niecały rok.
Przyznam, że teraz trochę żałuję, że tak się to wszystko skończyło. Co jak co, ale seks z Granger był naprawdę niezwykły.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk przekręcającego się po drugiej stronie drzwi klucza, a później ich głośny trzask otwierania. Zamglonym wzrokiem popatrzyłem w tamtym kierunku, czując, jak serce zaczyna mi mocniej bić. Aczkolwiek kiedy dostrzegłem jednego ze strażników, poczułem w ustach dziwny smak goryczy. A miałem się nie rozczarować, cholera!
Zdenerwowałem się.
- Czego? - warknąłem przez zaciśnięte zęby, patrząc na mężczyznę morderczym wzrokiem. Natychmiast odwzajemnił spojrzenie, ale jego słowa zdecydowanie zaprzeczyły zachowaniu:
- Ma pan jakieś ostatnie życzenie? - zapytał, siląc się na uprzejmy ton. - Wydano mi rozkaz, żebym dopilnował, by pana ostatnia godzina życia była w miarę... ciekawa.
Moje brwi podjechały do góry, a na ustach pojawił się kpiący uśmieszek.
- Nie jestem pewny, czy temu podołasz. Poza tym mężczyźni nie interesują mnie w ten sposób.
Nowoprzybyły zmrużył groźnie oczy.
- W każdym razie o północy przyjdzie tutaj pewna osoba, która zaprowadzi pana prosto do Sali Śmierci.
- Kto? - spytałem zdziwionym tonem. Musiałem przyznać, że akurat te słowa strażnika lekko mnie zaskoczyły. Może jednak będą z niego ludzie?
- Niestety, nie mogę powiedzieć. Osoba ta poprosiła o anonimowość. Później pan zobaczy, panie Malfoy.
Zamknąłem oczy, żeby choć trochę uspokoić nadchodzącą furię. Żartowałem! To kompletny idiota, który do niczego się nie nadaje! Takich to najlepiej zabić od razu po urodzeniu. Mój prawnik jeszcze się z nim policzy...
- Chcę wiedzieć, tak brzmi moje życzenie – rozkazałem tonem, który nie znał sprzeciwu. Po minie strażnika widać było, że postawiłem go w trochę niezręcznej sytuacji.
Przez chwilę obaj milczeliśmy. On głęboko zastanawiał się nad wyborem którejś z opcji, a ja wspaniałomyślnie dałem mu trochę czasu.
- Mogę tylko zdradzić, że będzie to kobieta.
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, ten skłonił się przede mną i najzwyczajniej w świecie wyszedł. Zostawił mnie całkiem zdezorientowanego.
Co za ironia, nie mogłem doczekać się godziny dwunastej!
Dzień dwudziesty ósmy listopada 2002 rok
Jedenasta czterdzieści pięć
Moje życie jest naprawdę popieprzone!
To właśnie ta myśl nawiedziła moją głowę, kiedy drzwi ponownie się otworzyły, a ich próg przekroczył nie kto inny, tylko Hermiona Granger.
- Witaj, Malfoy – przywitała się uprzejmie, rozglądając się wokół z ciekawością. – Zimno tu.
Popatrzyłem na nią jak na idiotkę, lecz najwyraźniej mój mrożący krew w żyłach wzrok w ogóle nie zrobił na niej wrażenia. Cóż, nie dziwię się, w końcu bardzo dobrze go znała. Rzucałem go jej tyle razy, że pewnie się już na niego uodporniła.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałem niegrzecznie, nie siląc się na spokój. Chciałem, żeby doskonale wiedziała, jak się czuję. Jak bardzo jej nienawidzę. W tym momencie pragnąłem jedynie tego, by padła przede mną na kolana i błagała, bym jej wybaczył, że skazała mnie na śmierć. Oczywiście, bym tego nie zrobił. Jestem Malfoyem i my nigdy nie wybaczamy – chyba że dzięki temu osiągniemy coś więcej.
Przez małe okienko celi wdarła się jasna poświata. Księżyc wychylił się zza chmur, tym samym jeszcze bardziej oświetlając całe pomieszczenie.
W ciągu paru sekund wydawało mi się, że przez twarz Granger przeszedł nikły grymas, kiedy popatrzyła na moje ubranie, ale gdy spojrzałem na nią jeszcze raz, nie dała po sobie niczego poznać. Chociaż jej oczy błyszczały się odrobinę za mocno.
Żałowała.
- Stwierdziłam, że przed śmiercią chciałbyś mieć jakieś towarzystwo – oznajmiła formalnie, siadając na jednym z krzeseł.
- Jesteś szlamą, twoje towarzystwo się nie liczy.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że tymi słowami strasznie mocno ją zraniłem. Przez chwilę zrobiło mi się najzwyczajniej głupio, ale wtedy pomyślałem, że to przez nią właśnie tak skończę, co lekko poprawiło mi ten wisielczy humor.
- A ty jak zwykle ordynarny.
- A ty jak zwykle nudna i prostacka – powtórzyłem niczym dziecko, na co ta tylko westchnęła głośno. Założyłem ręce na piersi i z kpiną wpatrywałem się prosto w jej facjatę.
- Dobrze, Malfoy – zaczęła – skoro aż tak bardzo ci przeszkadzam, to wyjdę. Harry przyjdzie do ciebie za – tu spojrzała na zegarek – niecałe dziesięć minut.
Wstała z tym swoim wdziękiem i rzucając mi ostatnie, wręcz tęskne spojrzenie, zaczęła kierować się w stronę drzwi. Odruchowo zrobiłem krok w jej kierunku. Nie chciałem, żeby wychodziła, ale nie mogłem też pozwolić, by przestała myśleć o tym, co mi zrobiła. I w jakiś sposób musiałem jej to pokazać i sprawić, żeby nigdy nie zapomniała. Jak już będę martwy, to jako duch specjalnie będę nawiedzał jej sny. Dopiero mnie popamięta!
Zauważyła mój ruch – mógłbym przysiąc, że przewidziała moje zachowanie – więc stanęła w miejscu. Z ciekawością przyglądała się, jak szybkim krokiem do niej podchodzę. Właściwie to nie zdawałem sobie sprawy, że ruszyłem w jej stronę, dopóty nie stanąłem tuż przed nią i nie czułem jej oddechu na swojej szyi.
- Zanim umrę – powiedziałem zdecydowanym tonem i popchnąłem ją na ścianę – chcę ostatni raz...
Nie dokończyłem, ponieważ na swoich ustach poczułem jej gorące wargi. Całowała zachłannie, jakby chciała mnie pożreć. Wplotłem dłoń w jej włosy, jeszcze mocniej ją do siebie przyciągając.
I nim pieszczota zaczęła przeradzać się w coś głębszego, rozległo się pukanie do drzwi. Natychmiast od siebie odskoczyliśmy, starając uspokoić nasze głośne oddechy, bo ktoś bezceremonialnie wszedł do środka.
- Hermiono – zwrócił się do dziewczyny Harry Potter – już czas.
Granger pokiwała powoli głową, jakby nie będąc jeszcze całkowicie świadomą. Rzuciła mi pełne żalu spojrzenie, po czym ruszyła prosto przed siebie. Wiedząc, co mnie za chwilę czeka, mimowolnie poszedłem za nią. Nie mogłem pozbyć się dziwnej myśli, że mam to, na co zasłużyłem.
Szliśmy równomiernie, bez pośpiechu. Słyszałem stukot jej obcasów o posadzkę i moich oraz Pottera – który podążał tuż za mną – butów. Myśli z hukiem odbijały się po mojej głowie, lecz kiedy przekroczyliśmy próg Sali Śmierci, wokół siebie czułem tylko pustkę.
Szatynka zaprowadziła mnie wprost na podest. Kątem oka zauważyłem, że Potter stanął przy drzwiach. Z jego zamyślonego wyrazu twarzy niewiele dało się odczytać. Podobnie było z paroma innymi ludźmi. Pozajmowali miejsca raczej w tych górnych ławach, z ciekawością mi się przyglądając. Przez moment czułem skrępowanie, ale minęło równie szybko, jak się pojawiło.
- Przepraszam. - Usłyszałem tuż przy uchu i popatrzyłem w brązowe oczy Granger. W odpowiedzi pokiwałem głową na znak zrozumienia, wciągając głośno powietrze do płuc.
Zacząłem wsłuchiwać się w ciszę, próbując zapamiętać z życia jak najwięcej. W tym momencie przed oczami oprócz sali i obecnych ludzi widziałem także przebłyski wszystkich moich wspomnień.
Hermiona Granger sztywno przede mną stanęła.
- Draconie Malfoy – zaczęła urzędowo – dnia dwudziestego ósmego listopada zostanie wykonany wyrok śmierci. Czy chciałbyś powiedzieć jakieś ostatnie słowa?
- Żałuję.
Dzień dwudziesty ósmy listopada 2002 rok
Jeden po północy
Zamknąłem oczy, nie chcąc na to patrzeć.
A może powinienem je otworzyć? Wówczas patrzyłbym w stronę śmierci z wysoko podniesioną głową, odchodząc z tego świata jak równy z równym. Niestety, nim się zorientowałem, poczułem nagle, jak wszystkie siły zaczynają ze mnie uchodzić. Powoli moje stopy oderwały się od podłoża, a myśli w głowie niespostrzeżenie zakończyły swój szaleńczy bieg.
W uszach dzwonił mi jeszcze czyjś głośny szloch, nim całkowicie straciłem świadomość. Na zawsze.
Umarłem.
Opowiadanie 2
Mówi się, że człowiek jako wolna istota może kierować swoim życiem. Wszyscy znają maksymę: Jesteś panem swego losu. Ja jednak w to nie wierzę. Już od urodzenia ktoś sterował moim życiem, zawsze mówił, co robić i w jaki sposób, nigdy nie pytano się mnie na, co mam ochotę, lecz odkąd poszedłem do Hogwartu to zaznałem trochę wolności i szczęścia. Chyba tak mogę nazwać wyrwanie się spod skrzydeł apodyktycznego ojca i wyniosłej matki? Moja wolność trwała pięć lat do momentu, w którym mój ojciec nie zawiódł Czarnego Pana i musiałem zająć jego miejsce. Kto by pomyślał, że wydarzenia z szóstego roku w Hogwarcie tak wpłyną na mnie. Z dzieciaka, który uważał się za pępek świata stałem się zastraszonym chłopakiem, który płakał w damskiej toalecie. Bez przyjaciół, wsparcia, odwagi byłem zupełnie sam. Uwierzycie, że pomagały mi rozmowy z duchem dziewczyny, która zginęła w imię zasad wyznawanych przez Czarnego Pana? Ironia ja, który kiedyś był uważany za księcia Slytherinu stał się zwykłym sługusem dla czarodzieja z pewną ideą. I właśnie przez tego człowieka rok później od wydarzeń, które miały miejsce na Wieży Astronomicznej stoję pośród ruin zamku, który kiedyś dał mi namiastkę radości.
Wszystko co dzieje się wokół mnie obserwuję jakby z boku w zwolnionym tempie. Nie jestem uczestnikiem bitwy, mam wrażenie jakbym oderwał się od rzeczywistości i szybował ponad wszystkim. Nie czuję nic, jestem pustką. Nie ruszają mnie porozrzucane wszędzie martwe ciała, kałuże krwi na każdym kroku, nie przejmuję się błaganiami o litość, szeptami ludzi, którzy za chwilę umrą. Jest walka i jestem ja. Nie egzystujemy razem tylko obok siebie.
W mojej głowie słyszę dwa słowa Avada Kedavra, moje usta wypowiadają tę formułkę jak mantrę, przed oczami śwista mi, co chwilę zielone światło. Nie chcę nikogo ranić, lecz wiem, że muszę to zrobić, aby przetrwać. Nie czuję się człowiekiem, walczę z ludźmi wokół mnie i straszę ich. Tak straszę i sieję zamęt, robię to, co robię od kilku lat. Stwarzam pozory, że się nie boję, że jestem stanie kogoś skrzywdzić, że jestem panem swego losu. A tak naprawdę jestem małym chłopcem zaklętym w ciele mężczyzny, który się boi i chce stąd uciec.
To wszystko działo się tak szybko, jeden krzyk,świst, uderzenie i jestem prawie martwy. Leżę na posadzce koło rozwalonej zbroi. Moje oczy są bez wyrazu, na twarzy maluje się ból i zdziwienie, ciało spoczywa w dziwnym, nienaturalnym ułożeniu. Czuję potworny ból w klatce piersiowej.
Umieram? Chyba tak, powoli gasnę, odpływam do krainy śmierci. Zostałem pokonany przez nieznajomego, nieznaną mi klątwą. Odchodzę w bólu i agonii, nie mam siły błagać o ratunek bądź skończenie mojej męki. Moje ciało płonie, każda komórka mego ciała mnie boli. Leże i dalej obserwuję walkę, widzę twarze ludzi, których znałem, ale oni mnie nie widzą, czuję strach, zapach śmierci, ale nie czuję ciepła krwi. Jestem odrętwiały,zimny. Jestem wrakiem człowieka na ciele i umyśle.
Czy właśnie teraz jest czas na wspominanie najszczęśliwszych chwili w życiu, czy teraz powinienem widzieć całe swoje istnienie przed oczami? Nie widzę nic, jest pustka i strach przed nieznanym. Już wiem, że umieranie boli, ale co będzie potem? Będzie lepiej czy gorzej? Czy piekło i niebo istnieją czy nie? Czy ja będę istnieć dalej czy teraz skończy się mój żywot? Boję się, niech ktoś mnie chwyci za rękę, proszę. Wokół mnie chaos, a ja leżę na posadzce i ostatnie, co zapamiętam to zapach i kolor krwi. Mojej własnej krwi.
****
I tak właśnie umiera ostatni potomek czysto krwistego rodu. Sam, bez przyjaciół, rodziny. Umiera posiadacz serca z kamienia, które nigdy nie kochało. Umiera właśnie teraz pośród kurzu bitewnego i pośród obcych mu ludzi. Pomimo tego, że chciał żyć i chciał się zmienić. Znika z tego świata sekunda po sekundzie, kawałek po kawałku, marzenie po marzeniu. Krew przestaje płynąć, płuca przestają oddychać, a serce bić, jedynie przez jego mózg przelatuje tysiąc myśli. Wszystkie te przemyślenie sprowadzają się do tego, że zmarnował swoje istnienie i nic z niego nie wyniósł. Wie, że nikt nie zapłacze nad jego grobem, nikt go nie wspomni, nikt nie zapali za niego świeczki i nikt nie będzie życzył jego udręczonej duszy spokoju. Choć może odejście z tego świata przyniesie mu ulgę? Może po drugiej stronie w końcu będzie sobą, bez niczyjej kontroli nad tym co robi? Może gdy zamknie swoje oczy ostatecznie i ulotni się z nich iskierka życia w końcu odżyje.
Ostateczne pożegnanie, trumna z drewna uderza o twardy grunt, garść ziemi zostaje rzucona, a on zamknięty w środku. Pustka, ciemność i smutek - Dracon Malfoy udał się na wieczny spoczynek.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Karola dnia Sob 23:01, 03 Gru 2011, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ms_Riddle
Falling, I'm falling...
Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 2356
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Białystok
|
Wysłany: Sob 16:31, 03 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Łał! Na prawdę dobre opowiadania ;)
Pierwsze mnie oczarowało. Dosłownie. Mam tylko jedno ale. Hermiona, jak i ogólnie Wizengamot nie użył by określenia Czarny Pan. Brzmiałoby to pewnie raczej "dołączył do Lorda Voldemorta" czy "dołączył do śmierciożerców". Tak czy inaczej 5.
Drugie też bardzo dobre, aczkolwiek pierwsze podobało mi się dużo bardziej. Niemniej dostajesz mocne 4.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PortElizabeth
'Mugol w kontakcie
Dołączył: 27 Paź 2011
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice, śląskie
|
Wysłany: Sob 19:39, 03 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Pomyślałam, że nie będę się wypowiadać co sądzę na temat danego opowiadania, chyba, że dacie taki nakaz.
Oto moje oceny (byłyby inne ale mówicie, że mają być całości)
Edit:
I - 4,5
II - 3,5
Pozdrawiam i życzę weny :*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez PortElizabeth dnia Nie 8:09, 04 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karola
Gorrrąca paczka Skeeter
Dołączył: 27 Mar 2011
Posty: 2445
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chrzanów
|
Wysłany: Sob 23:01, 03 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Nie wypowiadać się nie trzeba, ale można dawać połówki. Tylko zapomniałam to zaznaczyć. Już zmieniam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mewik
Cookie Monster <3
Dołączył: 19 Mar 2011
Posty: 3015
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Pią 0:29, 16 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
hmm.... kurczę.
pierwsze opowiadanie - bezapelacyjnie 5! ktokolwiek to napisał, owacje na stojąco otrzymuje!
drugie opowiadanie - podejrzewam, że to przez "krótkość danej partówki", wybacz laska, ale... 3.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Karola
Gorrrąca paczka Skeeter
Dołączył: 27 Mar 2011
Posty: 2445
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chrzanów
|
Wysłany: Nie 12:33, 18 Gru 2011 Temat postu: Wyniki |
|
|
W imieniu Ew i Otki oraz moim jako sędziego chciałam wam podziękować za oddanie głosów. Teraz czas na ogłoszenie wyników. W pojedynku Otka vs Ew wygrała:
Ew która dostała od was łącznie 14,5 pkt.
Otka dostała 10,5 pkt.
Ew gratuluje wygranej. A obydwóm ogólnie gratuluje dobrych opowiadań.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ew
'Czarodziejka z księżyca
Dołączył: 31 Sie 2011
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn
|
Wysłany: Nie 13:29, 18 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Otka, dziękuję za pojedynek i również Ci gratuluję! :D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
PortElizabeth
'Mugol w kontakcie
Dołączył: 27 Paź 2011
Posty: 141
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice, śląskie
|
Wysłany: Nie 15:21, 18 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Gratulacje :*
Nagrody macie? xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ms_Riddle
Falling, I'm falling...
Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 2356
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Białystok
|
Wysłany: Nie 15:50, 18 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Gratulacje ;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MsCoccaine
Better. Faster. Stronger.
Dołączył: 18 Mar 2011
Posty: 2830
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:48, 18 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
O Congratsy szczere!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|